Pasja gwiazd

Marcin Urzędowski człowiek pełen pasji

Marcin Urzędowski – urodzony w Nowej Hucie w Krakowie. Miłośnik muzyki perkusyjnej,  podróży i dobrej kuchni. W wolnych chwilach projektuje postapokaliptyczną modę. Człowiek pełen pasji.

Yatzek-21.jpgFot. Jacek Piotrowski, na zdjęciu Marcin Urzędowski

Czym jest dla Ciebie jest pasja?

Pasja to życie. Przynajmniej w moim przypadku. Ale można też powiedzieć, że pasja jest odrealnieniem tej szarej, dziwnej, często odrażającej rzeczywistości, która nas otacza. Żyjemy w dziwnych czasach; z jednej strony mamy dostęp do wszystkiego, a z drugiej różne uwarunkowania sprawiają, że w tym życiu często mamy pod górkę. Uważam, że pasja pozwala te wszystkie niefajne rzeczy pokonać, jest rodzajem zapomnienia od bolączek tego świata.

A jak było z muzyką, bo często w życiu jest tak, że to inni namawiają Nas idź w tym czy innym kierunku. A jak było z Tobą?

Miałem to szczęście że pochodzę z rodziny, w której każdy zajmował się swoimi rzeczami i nikt sobie nie wchodził w drogę. Moje dorastanie było mocno zbuntowane i miałem dziwne pomysły na siebie. Zawsze były to dość wywrotowe sytuacje. Nie byłem pilnym uczniem i wszyscy uważali mnie za durnia. Spoglądając na to dziś, wiem, że to system był źle skonstruowany dla uczniów którzy mieli pomysł na siebie. Wydaje mi się, że tak jest do dziś, bo często prowadzę warsztaty bębniarskie dla dzieciaków w szkołach obserwując z jakimi sytuacjami muszą się borykać.  Wracając do przeszłości. Nowa Huta, lata dziewięćdziesiąte, dzielnica robotnicza, mody chłopak z lekko zwichrowanej rodziny, podwórko i niewiarygodnie duża liczba przygód – tak pamiętam moje dzieciństwo.  Wówczas, jednym z wielu pomysłów jakie miałem na siebie, było bycie kloszardem – malarzem, takim paryskim artystą. Długo trzymała się mnie ta idea, na szczęście prysnęła, gdy mając dziewiętnaście lat spotykałem  na swojej drodze człowieka, który oczarował mnie swoją grą na afrykańskim bębnie djembe. I to wtedy zdałem sobie sprawę, że z kloszarda będą nici      ! Pomyślałem, że będę grał jak ten człowiek. Stałem i czekałem, aż gapie sobie pójdą, a gdy ucichła muzyka,  Wojciech Sochaczewski, który do dziś jest moim dobrym kumplem, podszedł do mnie i powiedział: „chłopcze pokaże Ci kilka sztuczek” Dostałem wówczas pierwszą lekcję gry na tym ludowym instrumencie z Afryki Zachodniej i do dzisiejszego dnia to mój ulubiony instrument. Tak zaczęła się moja przygoda z muzyką. Był rok 1999. Chwilę po maturze, kloszard przemienił się w muzyka. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zwiąże się z nią zawodowo i będzie to mój sposób na życie.

Czy pamiętasz jakieś szczególne wydarzenie w którym uczestniczyłeś, które utkwiło Ci w pamięci?

Oj…było mnóstwo takich wydarzeń. Był czas, gdy pracowałem z osobami niepełnosprawnymi z fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Pamiętam jeden z festiwali „Zaczarowanej piosenki” na którym miałem przyjemność poznać grupę niepełnosprawnych osób wracających z Kenii po wyjściu na Kilimandżaro. Koncert, w którym zagrałem nosił tytuł „Każdy ma swoje Kilimandżaro”. Ta góra to synonim przeszkód do pokonania. Na Rynku Głównym w Krakowie, miałem przyjemność występować wielokrotnie, swoją grą uświetniając „Zaczarowaną Piosenkę”, ale to właśnie spotkanie z afrykańskimi muzykami, także w jakimś stopniu niepełnosprawnymi, było momentem, którego z całą pewnością nie zapomnę. Jeden z kenijskich muzyków stracił nogę po ugryzieniu lwa, jeden był niewidomy, wszyscy borykali się z jakimiś problemami, ale tego wieczoru, na wspólnej scenie, królował uśmiech, duch akceptacji, tolerancji i wzajemnego szacunku. Mimo okaleczeń i niepełnosprawności, muzycy pokazali ducha walki, dając nam świadectwo siły i determinacji. To była dla mnie cenna lekcja.

004.jpgZdjęcie z albumu Marcina Urzędowskiego

Czy jest ktoś kto Ciebie inspiruje?

Inspirujący może być uśmiech kogoś, kto przychodzi na koncert posłuchać jak gram, przebija piątkę i mówi mi, że dzięki mnie choć na chwilę zapomniał o swoich problemach, oderwał się od niespłaconych kredytów, czy małżeńskich perypetii. Inspiruje mnie przyroda, jej nieustanny dialog, ścieranie się sił natury. Mam oczywiście listę wielu wspaniałych muzyków, którzy mnie inspirują. Ale wciąż w pamięci mam tamten wieczór, gdy pierwszy raz w żuciu usłyszałem grę Wojtka Sochaczewskiego. Ta chwila odmieniła losy mojego życia stając się pewnego rodzaju drogowskazem, punktem odniesienia, zaklętą w dźwięku wolnością i świeżością.

1-2Zdjęcie z albumu Marcina Urzędowskiego

Jeśli duet muzyczny to z kim?

Bez wątpienia z Panią Sade! To takie moje niedościgłe marzenie. Jestem jej wiernym fanem od lat. Trasa koncertowa z Sade to by było coś. Chciałbym zabrać z Carlosem Santaną bo to bóg latynoskiej gitary, fenomenalny artysta i człowiek. Z naszego podwórka dokonałbym duetu z Bartkiem Łęczyckim. Harmonijka i perkusyjne instrumenty, wzbogacone elektronicznymi dziwactwami. Takiego zestawu nasz kraj się chyba jeszcze nie doczekał   (śmiech)

O czym marzysz? Chyba, że już wszystko zrealizowałeś co chciałeś?

Marzę o podróży dookoła świata. Oczywiście u boku mojej najwspanialszej na świecie żony. Tanimi środkami lokomocji, stopem, kajakiem, zaprzęgniętym w osła wozem… Chciałbym my moje przyszłe dzieciaki mogły kiedyś powiedzieć: a nasz stary, to był dopiero przechuj… zjechał świat za jeden uśmiech. (śmiech) Marzy mi się komfort psychiczny, którego nie sposób mieć gdy uprawiasz wolny zawód, w dodatku jesteś szerzej nikomu nie znanym bębniarzem. Chciałbym móc grać i tą grą zapewnić sobie godne życie. Marzę, aby być w życiu zdrowym. W zeszłym roku spędziłem kilka tygodni w szpitalu zakaźnym, gdy po powrocie z Indii zdiagnozowano u mnie ropień wątroby amebowego pochodzenia. Niewiele brakowało do tego, a byśmy dziś ze sobą nie rozmawiali. Często o to zdrowie nie dbamy , bagatelizujemy tą kwestię, a przecież nie ma nic cenniejszego na tym świecie. Można mieć pasję, miliony na koncie, lecz gdy nie ma się zdrowia to na nic Ci te pieniądze, zainteresowania, lajki i fani. Mam wiele marzeń, staram się je realizować, żyć pełnią życia i cieszyć się z tego co mam. To chyba najcenniejsza cecha: umieć żyć pełnią życia ciesząc się tym co masz, ale potrafiąc jednocześnie sięgać po gwiazdy. Obym tego nigdy nie stracił…

Pasja gwiazd

Michał Lembicz przystojny chłopak z Leszna o byciu modelem oraz o finale wyborów Mistera Polski 2017

Leszno to jego miasto, ukończył liceum ogólnokształcące. Grał w football amerykański oraz był finalistą w wyborach Mistera Polski 2017. Brał udział w niejednej kampanii reklamowej i w kilku teledyskach oraz kilkuset sesjach zdjęciowych.

47238357_2013943835356104_5905457676971671552_n

Skąd pomysł na bycie modelem i od czego się zaczęło?

Zaczęło się zupełnie przypadkowo … miałem przyjaciółkę w mieście z którego pochodzę, była ona fotografką, a że w weekendy zazwyczaj dopada „Nuda” a ja nie cierpię siedzieć bezczynnie, wiec przyjąłem jej propozycje WEEKENDOWEJ SESJI , po zdjęciach moja przyjaciółka stwierdziła że jestem bardzo fotogeniczny i że powinienem zrobić coś w tym kierunku bo przecież kto nie ryzykuje, szampana nie pije, tak się to właśnie zaczęło ,ona pomogła rozesłać moje portfolio po agencjach, otrzymałem kilka odpowiedzi zwrotnych (pozytywnie rozpatrzonych). Pracowałem jako model przy różnych zleceniach ale pragnąłem czegoś więcej , aczkolwiek by się przebić w branży modowej /showbiznesowej potrzebny jest konkretny „strzał „ by ludzie się o tobie dowiedzieli, właśnie czymś takim był konkurs Mister Polski 2017.

Czym jest dla Ciebie pasja i jaką pasję masz w życiu?

Jedną z największych  moich pasji w życiu jest sport który towarzyszył mi od dziecka (siłownia,piłka nożna) ,a od kiedy zacząłem pracować jako model to największa moja pasja stała się fotografia.

47169799_1063934127112809_5449369280128745472_n

Kto jest dla Ciebie inspiracją?

Nie mam jednej konkretnej osoby na której się inspiruje, są to ludzie którzy pracują w ten samej branży co ja 🙂

Jakie wartości w życiu są dla Ciebie najważniejsze?

Bardzo cenie sobie w życiu szczerość, ale najważniejsza jest dla mnie rodzina oraz przyjaźń.

Kim jest właściwie Michał- blogerem, modelem czy sportowcem?

Myślę że Michał jest po Trochu sportowcem/blogerem/ modelem a to łączy się w jedna całość ponieważ jak wiadomo model musi mieć wysportowana sylwetkę.

Pamiętasz pierwszą pracę w modelingu? I jak ona wyglądała?

Pierwsza moją pracą był lookbook dla marki Carry , aczkolwiek nie wspominam tego w kolorowych barwach ponieważ nie potrafiłem wtedy jeszcze pozować a do przerobienia jednego dnia mieliśmy koło 40 kompletów ubrań , wiec to wszystko trwało bardzo długo.

Czy czujesz się spełniony, czy dopiero się spełniasz?

Czuje się już w pewien sposób spełniony ponieważ kocham co robię aczkolwiek do pełnego spełnienia jeszcze trochę brakuje, wszystko mam nadzieję przyjdzie z czasem oraz po ciężkiej pracy.

Gdybyś miał sobie złożyć życzenia to co byś sobie życzył i innym?

Sobie? Hm… życzył bym na pewno zdrowia oraz prawdziwej miłości bo to najważniejsze w życiu i innym również tego.